Translate

sobota, 30 maja 2015

Aparat ortodontyczny - pierwsze dni noszenia

Witam!

Ja znów ciągnę temat o aparacie ortodontycznym, wciąż mając nadzieję, że to komuś pomoże. A poza tym lubię dzielić się swoimi spostrzeżeniami, opiniami albo przeżyciami. Mimo iż ruch na blogu jest prawie zerowy. To nic. Piszę go dla siebie przede wszystkim.

Najpierw napiszę coś o samym zakładaniu aparatu stałego.

Czy zakładanie aparatu stałego boli?
Absolutnie nie!! Nie ma się czego bać, bo naprawdę nic a nic nie boli! I mówi Wam to osoba, która strasznie się bała i naprawdę nie lubi bólu. Również nie lubię, jak ktoś mi coś robi z zębami (samo chodzenie do dentysty to dla mnie niezbyt miła sprawa). Dlatego uwierzcie mi, że samo zakładanie aparatu stałego nie boli. Jedynie przymierzanie pierścieni może być nieco nieprzyjemne, bo wciskają na zęby i w ten sposób dopasowują rozmiar pierścienia. Potem to już tylko naklejanie zameczków na zęby, drucik i gumeczki/ligaturki. 
Właściwie to nie wiem, czy najpierw panie nakładały mi klej czy od razu razem z klejem przyklejały zameczki. Miałam zamknięte oczy, bo nie chciałam widzieć, co robią. Chociaż myślę też, że bym nie wiedziała i tak. W każdym bądź razie, znów to powtórzę: nie ma się czego bać!!

Jeśli chodzi o kolory ligaturek/gumek to myślę, że w każdym gabinecie ortodontycznym powinno się mieć wybór wybrania koloru, jaki chce pacjent. Ja wybrałam błękitny. A co tam. Zaszalałam! :D
Te gumeczki/ligaturki powinny być wymieniane przy każdej kolejnej wizycie u ortodonty, więc myślę, że znów powinna być możliwość zmieniania kolorów ligaturek.

Schody zaczynają się dopiero kilka godzin po założeniu aparatu. Wiadomo, że każdy jest inny, każdy inaczej znosi ból, na każdego wszystko inaczej wpływa. Jedni już po kilku godzinach czują ból. Mnie zęby bolały następnego dnia od wizyty u ortodonty.
Czy noszenie aparatu stałego w pierwszych dniach bardzo boli?
Znów powtórzę, że to kwestia indywidualna, ale ja opiszę swoją sytuację. Mnie bardzo bolały, chciałam wziąć nawet tabletkę, ale sobie myślałam, że dam radę bez nich. Wytrzymam ten ból, w końcu nie będzie cały czas mnie bolało. Jeden dzień przebolałam. Prawie chyba nic nie jadłam, bo nie dałam rady z tymi zębami. To było coś okropnego. Nadszedł kolejny dzień i kolejne me męki z bólem zębów. Coraz gorzej to znosiłam, niestety. Chociaż najbardziej byłam zrozpaczona tym faktem, że nie mogłam prawie nic jeść! Ja, która kocha jedzenie przez dwa dni nie mogłam prawie nic przełknąć. To było chyba najbardziej frustrujące. Byłam strasznie głodna, ale dalej nie wzięłam tabletki. Całe szczęście, że już kolejnego dnia ból minął i jedynie bolało, kiedy coś gryzłam. Teraz to bardzo delikatny ból jest przy mocniejszym gryzieniu. A tak, teoretycznie mogę już jeść wszystko. 

Dla tych, którzy będą mieli aparat ortodontyczny, w pierwszych dniach mogę powiedzieć, aby jeść tylko papkowe jedzenie. Takie, gdzie nie trzeba nic gryźć, jeśli zęby bolą. No cóż... czujcie się jak dzieci bez zębów XD
Najlepsze wtedy są jakieś jogurty czy zupy, tylko nie gorące. Czytałam na internecie, że nie wolno albo nie powinno się jeść gorących rzeczy, kiedy ma się aparat. Nie wiem czy to całkowita prawda, ale w każdym bądź razie ja się do tego stosuję. Co nie znaczy oczywiście, że nie można w ogóle jeść ciepłych rzeczy! Nie, spokojnie ^^ A na bolące zęby w pierwszych dniach noszenia aparatu ortodontycznego bardzo gorąco polecam jedzenie lodów! O tak. Mi pomagały uśmierzyć ból no i są pyszne. Na początku to była moja jedyna słodkość, jaką mogłam zjeść. 

Po dwóch-trzech dniach zęby mnie już nie bolały i wciąż nie bolą. Minął już ponad tydzień odkąd miałam założony aparat. Czy widzę jakieś zmiany?
Na razie nie. Moje zęby wciąż wyglądają tak samo, ale no... nie będzie to raczej tak szybko działało. Mam tylko ogromną nadzieję, że w ciągu miesiące będzie choć minimalna zmiana, która przekona mnie, że cokolwiek dzieje się dobrego z moimi zębami. Że w końcu zaczną ustawiać się równo. Nie oczekuję zbyt wiele. Wystarczy mi na początek choć drobnej poprawy. :)

Jak jest z myciem zębów? Z początku oczywiście (ja, taka strachliwa) bałam się je myć tak, jak zwykle to robiłam. Tym bardziej, że zęby mnie jeszcze bolały, więc ostrożnie szczotkowałam je. Teraz to już normalnie je myję.

Muszę Wam też powiedzieć, że ligaturki/gumki mogą się przebarwić. A myślę, że z pewnością się przebarwią. Chyba, że to zależy też od ich koloru. Ja już chyba trzeciego dnia miałam przebarwione i teraz cztery ligaturki z przodu nie są błękitne, tylko zielone XD nie wygląda to jakoś źle, a raczej tak, jakbym specjalnie miała cztery zielone ligaturki XD więc na razie nie narzekam. Nie wiem, jak to jest z innymi kolorami. Z pewnością również się barwią, ale na jakie kolory, to nie odpowiem, bo nie wiem.

Czy te zameczki ranią policzki?
Hm... jak na razie mnie nic takiego się nie przydarzyło. Może dlatego, że odkąd miałam założony aparat, przez parę dni zakładałam specjalny wosk, który nakłada się na miejsce uciążliwe i drażniące/raniące nas od wewnątrz. Można wosk nakładać na noc. Ja tak robiłam i miałam wtedy święty spokój, że rano wstanę, a z moich ust będzie sączyła się krew, przez poranienia spowodowane aparatem. Teraz już nie muszę nakładać wosku. Jak na razie nic mnie nie boli, nie uwiera. Jest dobrze. Chociaż z początku miałam też problemy z językiem, który ma kontakt z pierścieniem. Ten pierścień ma od strony języka wystające coś (przepraszam, że nie znam poprawnej nazwy), które nie tyle co uwiera, ale język się o niego ociera i mnie zaczął boleć od tych otarć. Dlatego też chyba na dwie czy trzy noce nakładałam również i tam wosk. Dzięki temu już nie boli, otarć nie ma. Język jest cały i zdrowy. :)
Raz czy dwa razy wosk też nałożyłam na drucik z przodu zębów, bo zaczął mnie uwierać w dolną wargę. Teraz już wszystko dobrze. Wiadomo, że jest coś nowego w naszej buzi, coś może z początku uwierać, ranić, przeszkadzać. Od takich rzeczy jest wosk ortodontyczny. Ja dostałam go od ortodontki, razem ze specjalnymi szczoteczkami do mycia zębów i dbania o aparat. Szczoteczki z tego, co mi mówiono można kupić w drogeriach czy aptekach. Jeśli chodzi o wosk, to wtedy mam zgłosić się do ortodontki, bo nigdzie nie dostanę go, w żadnych sklepach.

Tak już zbliżając się do końca moich wywodów...
Przyzwyczaiłam się do tego faktu, iż na moich zębach jest aparat. Teraz mi on zupełnie już nie przeszkadza. No...poza tym, że nie mogę/boję się całkowicie gryźć przednimi zębami. Ale tak to jak na razie jest dobrze.

Gdyby ktoś miał jakieś pytanie odnośnie tematu, które poruszyłam w tym poście - możecie śmiało pytać w komentarzach. :)

Do następnego razu!



sobota, 16 maja 2015

Separatory / gumki na zęby




Witam!

W kolejnym poście chciałabym Wam znów przybliżyć proces 'leczenia', a właściwie dopiero będziemy przystępować do tego leczenia aparatem stałym. Pominę drugą wizytę u ortodontki, ponieważ u każdego będzie wyglądała inaczej i to raczej jest już indywidualna kwestia. Dlaczego? Bo na drugiej wizycie jest już tylko kwestia omawiania leczenia. Ortodontka przedstawia nam plany oraz sposób w jaki zostaną wyprostowane nasze zęby. Oczywiście, każdy będzie miał innym program, dlatego nie będę omawiać, co mnie czeka, bo to raczej 
a) jest moja indywidualna sprawa,
b) raczej nikogo to nie obchodzi.



Teraz powiem Wam coś o separatorach/gumkach na zęby, jak to jest w tytule postu.

Jak wyglądają te separatory/gumki i po co one są?
Tak wyglądają, jak na zdjęciu poniżej i tak też są wciskane między zęby. Po co? Separatory są, aby zrobić miejsce między zębami, na które zostaną założone pierścienie. O pierścieniach powiem w następnym poście, jak już będę miała założony aparat.


Wracając do separatorów...
Czy zakładanie ich boli? Nie, ale jest nieprzyjemne, kiedy ktoś wciska Ci coś i nieźle dociska jeszcze. Ogólnie bardzo nie lubię, jak ktoś cokolwiek mi 'szpera' w buzi, w zębach czy między zębami. Po prostu boję się, że coś mi zrobi, że zepsuje mi zęby. Nie ufam dentystom ani ortodontkom w 100%, ale zęby leczyć trzeba. Kiedy miałam zakładane te separatory miałam wrażenie, że pani chciała mi zęba wyrwać. Nie, chodzi mi, że to bolało. Po prostu to był mój strach. xD 
Zakładanie nie twa długo. To ledwo dwie minuty. Może nieco mniej, nieco więcej. Ja ogólnie szybko się przyzwyczaiłam, że mam coś między zębami i z początku ten fakt mi nie przeszkadzał. Nieraz nawet można zapomnieć o tym albo po prostu nie czuć/przyzwyczaić się do tego. Gorszą sprawą jest, kiedy człowiek chce coś zjeść. Tu jest dopiero problem. Nie wiem, jak inni, ale ja staram się nie jeść, a jeśli już to tylko przednimi zębami, bo nawet bardzo leciutkie gryzienie czegoś delikatnego sprawia mi ból, że nie mam ochoty się więcej męczyć. Choć powiedziano mi, że (oprócz twardych rzeczy) można jeść prawie wszystko... ja wolę nie ryzykować i jem tylko, kiedy muszę i miękkie jedzenie. Zęby mogą, a nawet pewnie będą nieraz boleć, bo w końcu coś je rozpycha, robiąc miejsce na pierścienie. Czasem mam ochotę już samemu zdjąć to cholerstwo, aby moje zęby odpoczęły, ale niestety nie mogę. Chciałam już się tego pozbyć. Nie wiem czy gorzej będzie z aparatem. Oby nie, bo separatory jak na razie przyprawiają mnie o coraz większą chęć ściągnięcia ich, a jeszcze prawie 5 dni przede mną noszenia ich...
Teoretycznie można zęby myć normalnie, ale jako zawsze ostrożna z początku osoba, która boi się, że coś zepsuje, zęby myję bardzo ostrożnie. Też jest druga sprawa, że mnie zęby troszeczkę bolą. I nic na to nie mogę poradzić.

Jak długo trzeba nosić te separatory? Myślę, że to kwestia indywidualna, ale wydaje mi się, że około tygodnia, dwóch tygodni nieraz.

Tak więc podsumowując...
- zakładanie separatorów nie boli
- można się do nich przyzwyczaić
- zęby nieraz bolą mocniej, nieraz prawie w ogóle
- zęby mogą boleć podczas jedzenia, najlepiej żadnego twardego jedzenia
- teoretycznie można normalnie myć zęby
- nie powinny wypaść
- nosi się je przed założenie aparatu stałego (mniej więcej tydzień przed założeniem aparatu)


Jeśli będziecie mieli jakieś pytania odnośnie postu, śmiało pytajcie w komentarzach. :)


poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Aparat stały na zęby - pierwsza wizyta

Witam Was serdecznie po tak długim czasie!

Nie, nie zapomniałam o blogu, nie miałam o czym pisać, a druga sprawa trochę mi się nie chciało też. No, ale teraz postanowiłam podzielić się swoimi wrażeniami. 
O co chodzi zapewne się zapytacie. Już tłumaczę.

Niestety od dziś zaczyna się moja przygoda z aparatem stałym, oczywiście na zęby. Nie mam jeszcze go założonego, dopiero miałam dzisiaj pierwszą wizytę, z której kilkanaście minut temu wróciłam. Pomijając fakt, że w ogóle nie wiedziałam, gdzie znajduje się gabinet i miałam problemy z dotarciem tam (oj, ja takie sieroctwo...). Postaram się szczegółowo opisać, co dzieje się na pierwszej wizycie. Może to komuś pomoże. Sama troszkę szukałam informacji, jak to jest, ale nikt nie dał szczegółów, tylko bardzo uogólniał, że nic mi się nie przydało, a wciąż się bałam. A więc tak...

Kiedy weszłam już do gabinetu, zdjęłam kurtkę, to dostałam dwie kartki, które musiałam wypełnić. Dane osobiste (takie podstawy, imię, nazwisko, pesel, adres, zgoda od rodzica lub opiekuna, jeśli ktoś jest niepełnoletni) oraz różnego typu pytania, jak:
- czy jesteś uczulona na metale
- czy robiłaś ostatnio jakieś tatuaże albo piercing
- czy masz problemy z oddychaniem przez nos
- czy byłaś ostatnio w szpitalu
- czy zażywasz jakieś tabletki
- czy miałaś usuwane jakieś migdałki
- czy jesteś chora na HIV itp
- czy byłaś wcześniej leczona u ortodonty
- czy w twojej rodzinie były podobne problemy z wadą zgryzu
To kilka przykładowych pytań, jakie tam były. Niestety więcej nie pamiętam. Dalej trzeba było podkreślić, czego oczekujesz od aparatu, np. wyprostować zęby. Druga karta to znów dane osobowe i podpisy pacjenta (czyli Twoje lub/albo opiekuna/rodzica).
Sama z początku nie wiedziałam, co zaznaczać w pewnych miejscach XD

Gdy już wypełniłam formularz weszłam do gabinetu, zostawiając kartki na biurku. Usiadłam na fotelu i przyszła ortodontka. Na początku zobaczyła, jak wyglądają moje zęby i tłumaczyła trochę, jak przebywają procesy leczenia. I nie, to nie chodziło konkretnie o mój proces leczenia, tylko mówiła ogólnie. Wytłumaczyła mi, jakim sposobem moje zęby są skrzywione i dlaczego mam taką wadę zgryzu. Dalej, kiedy zgodziłam się na robienie zdjęć i odcisków (?? nie pamiętam czy tak to się nazywa) przyszła druga pani i zwykłym aparatem porobiła najpierw moim zębom sesje zdjęciową XD do tego musiałam przytrzymać jakieś metalowe coś, które rozszerzały moje usta (?), a zęby były bardziej widoczne. To nic nie boli, oczywiście. Nie ma się czego bać. Dalej miałam robione odciski. Kiedy kilka lat temu miałam je robione u innej ortodontki, wspominam tą rzecz jako bardzo nieprzyjemną i pamiętam również, że chciało mi się wymiotować. Tym razem nie było tak źle. Nie miałam nawet żadnych odruchów wymiotnych, ani nic. Nie wiem czy pamięć mi tak zmieniła wspomnienia czy za pierwszym razem było faktycznie okropnie, mówiąc  też, że wtedy byłam jeszcze małym dzieckiem, a te 'łyżki' były zdecydowanie za duże i dlatego miałam takie nieprzyjemne wspomnienia. Tutaj natomiast narzekać nie mogę. Wszystko sprawnie poszło. Pani nie trzymała długo tej łyżki z masą w moich ustach. Jedynie u góry dość mocno dociskała, co było małym minusem, ale nic więcej. Nawet nie czułam jakiegoś obrzydliwego smaku tej masy. A wierzcie mi... bałam się, jak nie wiem co. Moje nogi trzęsły się, jak galareta i nawet widziałam, że cały nie tylko fotel, ale też reszta części lampa i takie tam (nie wiem, jak je nazwać nawet XD) również trochę drżało XD
Później ta sama pani robiła mi również zwykłym aparatem zdjęcia. Z dwóch profilów również, z powagą i z mym brzydkim uśmiechem, aby było widać zęby. Dalej musiałam zdjąć naszyjnik (okulary również trzeba zdjąć, jeśli ktoś by je miał) i stanęłam przy maszynie. Zapewne wyglądałam śmiesznie, ale cóż zrobić... Lekko ugryzłam wystające coś, stojąc nieruchomo, kiedy to maszyna trochę się poruszyła, aby zrobić mi zdjęcie rentgenowskie (?). Później w innej maszynie również miałam robione zdjęcia, gdzie trzy, jakby... stabilizatory (? naprawdę nie wiem jak to się nazywa), dwa niestety lekko włożone do uszu, a trzeci dotykał, a może nawet trochę naciskał na chyba mostek nosa. Już nie pamiętam dokładnie gdzie. Maszyna znów robi zdjęcia, nic nie boli i jest okay. Choć za pierwszym razem to może być dziwna sytuacja i wszystko może przerażać, bo (jak to było w moim przypadku) to był mój pierwszy raz. 

Po zrobieniu zdjęć, usiadłam znów na fotel i ortodontka kazała mi otwierać i zamykać usta. I w ogóle, mówiła do drugiej pani, która chyba wypełniała jakąś kartę, jak tam co wygląda i w ogóle. Nic złego. Potem tylko umawiała mnie na kolejną wizytę, gdzie zostanie omówiony mój proces leczenia. 

Na początku bałam się, jak nie wiem, co! Mówię całkiem poważnie, że drżałam ze strachu, w ogóle byłam taka podenerwowana, bo nie wiedziałam, co i jak. A najbardziej bałam się tych odcisków, wycisków, huk wie, jak to nazwać. Ale na szczęście nie było tak źle, więc tutaj raczej nie powinniście się obawiać. Teoretycznie, bo oczywiście nie wiem, jak to będzie przebiegać u innych stomatologów (dobra nazwa?). Zapłaciłam za wizytę i wróciłam do domu.

 Największą obawą, jaką mam teraz jest to, aby nie musieć niczego usuwać chirurgicznie. Moje wszystkie cztery ósemki są schowane i dopiero można było je zobaczyć na zdjęciu rentgenowskim. Także modlę się, aby nie było to konieczne, ale... chyba marne szanse, że mi się upiecze.
Na razie tyle, jeśli chodzi o pierwszą wizytę. Wszystko opisałam, co było robione także no... nic więcej nie dodam, bo napisałam po kolei, co się u mnie działo.

Na następnej wizycie będę miała rozmowę (chyba tylko rozmowę) z ortodontką, która powie mi jaki będę miała proces leczenia, jaki aparat, czy trzeba będzie coś usuwać i nie wiem, co jeszcze. Wszystko się okaże na wizycie.

Mam nadzieję, że choć trochę przybliżyłam niektórym, jak wygląda taka wizyta. Większość chyba osób bardzo mówi/pisze ogólnie, że nie wiadomo, jak tak naprawdę to wszystko wygląda albo ja nie znalazłam nic takiego. Jeżeli będziecie mieli jakieś pytania - piszcie śmiało! Jeżeli będę znała odpowiedź, to na pewno odpowiem.


Przepraszam za wszelkiego rodzaju błędy i powtórzenia, jakie znalazły się w tekście.

Jeżeli wyjdę żywa z następnej wizyty to napiszę Wam, jak było.

Do zobaczenia!

czwartek, 29 stycznia 2015

Chamstwo i rasizm!

Naprawdę nienawidzę ludzi, którzy są po prostu chamscy i wyzywają wszystko, co tylko im się nie podoba. Dlaczego niektórzy ludzie muszą być takimi wrednymi chamami? Zwłaszcza w internecie, gdzie każdy może być teraz anonimowy, dzięki czemu czuje się bezkarny wyzywają kogoś lub coś.
Taki troll siedzi sobie w pokoju z durnowatym zacieszem na gębie i myśli, że jak pohejtuje kogoś lub coś to stanie się wielki. GÓWNO PRAWDA IDIOTO!!! Nie jesteś ani trochę hardcorem tylko pieprzonym tchórzem ukrywającym się za nickiem! Tak, łatwo jest zwyzywać i obrażać kogoś w internecie robiąc z siebie wielkiego chojraka, ale gdyby to ciebie wziąć pod lupę to czy ty osiągnąłeś coś w swoim życiu poza poziomem totalnego debila, który ma tak nudne życie, że musi rujnować innym? NIE!! Jesteś niczym w porównaniu do innych! Dlaczego? Bo NORMALNI ludzie zamiast hejtować byle gówno, zajmują się swoim życiem!!

Do czego to doszło, że teraz wszędzie jest chamstwo? Czy to jest sposób, aby się dowartościować? Jeśli nie, to chyba tacy ludzie są PO PROSTU IDIOTAMI BEZ MÓZGU. Inaczej nie potrafię tego powiedzieć. I już nawet nie chodzi mi o wyzywanie sławnych osób czy życzenie im śmierci. Głupie trolle atakują też normalnych ludzi. Bo co? 
Bo wyglądają inaczej niż reszta klonów. 
Bo mają inne zainteresowania niż klony.
Bo mają inne poglądy niż klony.
Bo po prostu wszystko, co inne; wszystko, co wyróżnia się jest złe i trzeba to atakować i tępić. Pytanie: dlaczego??!!

Ciężko zaakceptować, że nie wszyscy są tacy sami?!! Ile ludzi tyle zdań, tyle gustów i upodobań. Czy do cholery tak ciężko jest to zrozumieć?!?! Czy tak trudno wbić to sobie to tej tępej, pustej łepetyny i zamiast hejtować to zająć się do cholery swoim życiem, aby nie było nudne??
Brak mi już sił na chamstwo.

Jeszcze ten rasizm wśród Polaków. Tak, wśród Polaków, bo mówię o Polsce! Nie piszę o innych krajach, jak tam jest. Mieszkam w Polsce, więc pisze o tym, co się tutaj dzieje!
Nie wiem skąd to debilne myślenie, że każdy Azjata to chinol. 
Nie dość, że chinol to od razu pedał. No tak. Bo jak ma ładne włosy, jest zadbany, przystojny i ubiera się nawet modnie to musi być to pedał. Tylko oj, sorki, ale pedał to może być tylko od roweru albo samochodu. Poza tym homoseksualiści to też ludzie! OJEJ. ZDZIWIENIE??
Przywaliłabym każdemu w ryj kto tylko by znalazł się w pobliżu i ubliżał ludziom innej rasy. Skąd w was taka wrogość do ludzi?! SKĄD??!! PRZECIEŻ TO TEŻ CZŁOWIEK!! TEŻ MA UCZUCIA!!
Kiedyś obejrzałam film "Nazywam się Khan" i tam matka głównego bohatera wytłumaczyła synowi, jak ona postrzega ludzi. Ona nie widziała podziału na rasy i po tym nie twierdziła, która jest lepsza, która gorsza. Ona mówiła, że ludzie dzielą się na dobrych i złych. I TAK POWINNO BYĆ!!!!
W czym gorszy jest Azjata? Bo ma skośne oczy? Bo teoretycznie jest niższy? Bo niby wszyscy wyglądają dla was tak samo?
A w czym gorszy jest Afroamerykanin? Bo ma ciemną skórę?
W czym gorszy jest Biały człowiek? Póki, co ja widzę w białych ludziach coraz więcej negatywów. Dlaczego? BO CHAMSTWO I RASIZM SIĘ ROZPRZESTRZENIA SZYBCIEJ NIŻ EBOLA!! Szlag mnie trafia, jak jakiś debil obraża innego człowieka tylko dlatego, że jest innej rasy.
KIEDY DO WAS DOTRZE, ŻE NIE MA GORSZEJ CZY LEPSZEJ RASY! WSZYSCY SĄ TACY SAMI!! WSZYSCY SĄ LUDŹMI!! 

KIEDY W KOŃCU ZROZUMIECIE, ŻE SĄ TYLKO ŹLI I DOBRZY LUDZIE?? KIEDY??!!

I może zamiast klepać durnoty na temat Azjatów to zajmij się swoim życiem!!! 

Moim osobistym zdaniem Azjaci są lepsi niż Polacy. Mówię tu bardziej o mężczyznach. Dlaczego? Bo mają w sobie urok. Bo te skośne oczy mi się podobają. Ciemne włosy, których w ogóle brak u większości Polaków. Bo większość jest zadbana. Bo mają w swoich charakterach jakiś urok. Oczywiście wiem, że zdarzy się wyjątek, gdzie będzie ten zły Azjata. Wszędzie są źli ludzie. To jest nie do uniknięcia. 
I zamiast pieprzyć, że 'chinol' to jest jakaś w ogóle pod rasa, gorszy człowiek i brzydki to walnij łbem o ścianę, bo pożytku z ciebie nie ma. Świat nie potrzebuje takich idiotów jak ty.
Dotarło do pustej główki??
Mam gdzieś czy ktoś będzie mnie hejtować. Hejty tylko będą świadczyć o tobie. o twoim głupim poziomie. 
Napisałam prawdę. Koli w oczy? To wyłącz karte. Nie wracaj już na mojego bloga. Nie potrzebuję cię, ani głupiego hejta.

PS. Nie miałam na celu obrazić każdego, kto czyta tego posta. Po prostu są tacy ludzie, którzy aż się proszą by walną patelnią w łeb. Jeśli poczułeś/aś się obrażona...wybacz. Pisałam ogółem o głupich ludziach.

sobota, 10 stycznia 2015

Simsy

Witam!

Trochę zaniedbałam mojego bloga... Leniwa ze mnie osoba troszkę. No i miałam też parę zajęć. No i nie wiedziałam o czym mogę napisać kolejnego posta. Chyba po prostu chce się 'wygadać' tutaj. Nie wiem. Trochę teraz jestem pokręcona.
Nie wiem ile z Was ma Twittera, ale ta drama z kontem PrawdaOWas pochłonęła mi trochę czasu. No i nieźle wkurzyła. Jednak nie chce pisać o tym.

Wczoraj kupiłam sobie dodatek do Simsów i cieszyłam się nim, chociaż już po paru godzinach nie wiedziałam, co robić, bo zaczęło mi się nudzić. Wszystko fajnie jak się zmieniają pory roku, ale jednak nie mam zbytnio celu. Moim zdaniem The Sims 2 były ciekawsze, ale też i trudniejsze, żeby np. utrzymać sima w dobrym nastroju. Chociaż w The Sims 3 ma się więcej możliwości (pomijając trochę gorsze fryzury i ubrania). Najbardziej lubię budować domy. Najwięcej sprawiają mi frajdy. Chociaż jak widziałam niektóre niesamowite domki, to aż mi szczęka opadła. Były naprawdę piękne. Nie to, co moje. Chociaż niektóre mi się podobały. :D

Pamiętam jak dawno, dawno temu z koleżanką oglądałam simowy serial. Był nawet ciekawy. I dobrze zrobiony. Poza głosem autorki, która robiła za narratora. Troszkę to było minusem, ale tak kciuk w górę! :D

Może w przyszłości kupię sobie inne dodatki i będzie bardziej ciekawiej, ale póki, co... może by i mnie było stać, ale szkoda mi pieniądze wydawać na gry. To znaczy... w tej chwili wolę kupić np. jakieś ubranie bądź buty, które są potrzebniejsze. Chyba, że ktoś ma jakiś sposób na ściągnięcie dodatków (bardziej tych z akcesoriami, uwielbiam nowe meble!)? Tylko nie wiem czy by było możliwe, bo mam oryginalną płytę i muszę logować się za każdym razem do Origin. Zna się ktoś na takich rzeczach? Bo ja jestem zielona. Jak ten kryształek XD


A kto z Was lubi i gra jeszcze w The Sims 2/3/4? Macie dodatki? Co lubicie w tej grze najbardziej?

Zachęcam do komentowania. :)

Pozdrawiam!


wtorek, 16 grudnia 2014

Schematyczne opowiadania

Witajcie po tak długiej przerwie! Wybaczcie za milczenie, ale jakoś nie bardzo wiedziałam o czym mogłabym napisać kolejny post, ale już wiem!  

Przeglądając blogi z opowiadaniami i te, które istnieją dość długo i te, które dopiero niedawno powstały zauważyłam, że większość z nich jest podobna do reszty. Czyli, niby coś nowego, fajnego, ciekawego, ale z drugiej strony - bardzo podobne wątki do innych opowiadań. Mianowicie jest tak, że istnieje bohaterka-nastolatka. Dam jej na imię Zosia. Ta Zosia albo jest opisywana jako zwykła nastolatka, cicha, spokojna i nieśmiała albo szalona, wesoła i choć niby nie jest popularna to ma wielu przyjaciół. Nastolatka poznaje w większości przypadków bad boya, który jest z początku zimny, tajemniczy i agresywny, ale od razu dostrzega Zosię i oboje po jakimś czasie się w sobie zakochują. Nieraz muszą pokonać jakieś przeszkody albo ich miłość jest tak idealna, że lepiej nie mogłoby być po prostu.

Totalnie, schematycznie i całkowicie nudno!

1. Dlaczego ten bad boy po poznaniu bohaterki tak szybko się zmienia i staje się łagodny jak baranek dla swojej Zosi czasem nawet mięknie dla otoczenia? Tak szybko zmieniają się charaktery? Ja rozumiem, że człowiek może się zmienić czasem, ale żeby już po (najszybciej) zaledwie miesiącu znajomości? Tak szybko powstaje prawdziwa miłość? Serio? Jak dla mnie to śmiechu warte, ale okej. Może to być fantastyka totalna.

2. Zosia jest nieśmiała, ale kręci ją ten bad boy (może nazwę go Stefan) i od razu staje się bardziej drapieżna. Serio? Mnie irytuje a czasem bawi jak niby zwyczajna (nawet ta 'szalona') nastolatka staje się odważna i w ogóle. Nie do poznania. Ja  rozumiem, wpływ otoczenia, ale aż tak szybko? Zaledwie miesiąc temu nie potrafiła zabić małego pajączka a teraz bierze się za tarantule!

3. Są w sobie bardzo zakochani. Na początku jest tak cudnie. Motylki w brzuszku latają i świata poza sobą nie widzą, ale nadchodzi ten moment, gdzie Stefan albo Zosia 'dla dobra swojej ukochanej osoby' rzuca dziewczynę/chłopaka i jest rozpacz! Drażni mnie durnota w opowiadaniu, kiedy to dwoje ludzi, którzy są niby całym światem dla siebie mają swoje tajemnice i kłamią, aby 'chronić'. Przepraszam bardzo, ale czy związek nie opiera się czasem na zaufaniu i szczerości poza miłością? Jeśli nie to chyba jest jakaś fantastyczna książka o dziwnej miłości. Potem wszystko jakimś cudem się wyjaśnia i zakochani wracają do siebie. Aż mi się niedobrze robi.... Ble...

4. Ah ta biedna Zosia. Ciągle zastanawia się, dlaczego Stefan wybrał ją? Przecież jest taka przeciętna. Jest zwykłą nastolatką... I prawie w całym opowiadaniu dziewczyna się nad tym zastanawia przy każdej możliwej okazji. Nuuuuuuudaaaaaaa! Jak będziesz się dziewczyno zastanawiała też, dlaczego śnieg pada to do niczego nie dojdziesz!

5. Zosia i Stefan tacy idealni. Nie mają żadnych wad. A ich jedyną słabością jest troska o swoją ukochaną osobę. Idealna para, która by w ogień wskoczyła za ukochanym/ukochaną. Serio, aż tak bardzo są idealni? Nie mają żadnych fobii, innych słabości ani wad? Gdzie sprzedają takie roboty?

6. Ah ten Stefan! Taki przystojny. Każda laska się za nim ugania, ale on widzi tylko Zosię - zwykłą przeciętną nastolatkę. Od razu BIG LOVE 4EVER!! W odniesieniu do prawdziwego świata.... czy naprawdę ktoś widział Adonisa, który chciałby być bądź jest z brzydkim kaczątkiem, za który uważa się bohaterka?

7. Wieku X lat straciła rodziców. Wychowywana była w sierocińcu albo przez wujostwo, które rzadko, kiedy bywa w domu i nie interesują się, czy ich podopieczna w ogóle żyje. Teraz chyba 90% opowiadań tak się zaczyna. Naprawdę nie macie wyobraźni? Ja rozumiem, chcecie dać tragizmu, ale patrząc na większość książek to moglibyście się postarać i napisać coś bardziej oryginalnego. Widać, jak bardzo chcielibyście się pozbyć rodziców. Jeśli aż tak bardzo wam przeszkadzają to napiszcie o osobie dorosłej, która mieszka sama niż zaczynać od schematu.

Naprawdę mam już serdecznie dość tych schematycznych opowiadań. Nie ważne z jakiego to gatunku, większość jest takich samych. Totalna nuda i nic zaskakującego. Może dla osób, które mało czytają albo rzadko mają w rękach typową opowieść o nastolatkach to zapewne wielbią te schematyczne blogi/książki. Ja już nie cierpię tego. Gdzie się podziała oryginalność?
Nawet nie będę wspominać o fanfickach (dobrze napisałam?). Tam to już się dzieją totalne czary-mary hokus-pokus love 4ever bęc.

A Wy czego nie lubicie w opowiadaniach (blog czy książka czy nawet film)? Jestem ciekawa Waszych opinii na temat prostych, nudnych i schematycznych opowieści. Przemyśleniami podzielcie się w komentarzach! :)

wtorek, 18 listopada 2014

Uczucia i emocje



Mieliście kiedyś tak, że bardzo zależało Wam na pewnej osobie, byliście mili i pomocni, a przynajmniej się staraliście a mimo wszystko i tak Wam się obrywało? Albo, kiedyś staraliście się być mili i pomóc jakoś bliskiej Wam osobie i pomimo, iż ten ktoś był dla Was nieco nieprzyjemny to nie chcieliście być równie nie mili i dusiliście w sobie to, co chcielibyście powiedzieć? Nie? To Wam tego zazdroszczę.

Są chwile, kiedy mam ochotę wykrzyczeć wręcz wszystko, co mi leży na sercu, ale nie powiem tego, bo nie chce nikogo zranić. To strasznie mnie dusi od środka i czasem już ledwo się powstrzymuje. Niby jestem szczera i staram się być taka, ale czasem po prostu gryzę się w język i milczę by nie powiedzieć czegoś, czego bym mogła potem żałować. Zazwyczaj jestem bardzo wyrozumiałą osobą i zawsze staram się postawić na czyimś miejscu by wiedzieć, jak ten ktoś się czuję, ale ponieważ jestem tylko człowiekiem to czasem szlag mnie trafia. Tak bardzo chciałabym sprawiedliwości i pokoju na świecie a nie potrafię nieraz sobie poradzić z niektórymi sytuacjami. Mam uprzejmość już w genach, co czasem strasznie utrudnia mi życie, ale jak to kobieta, która wychowała się na oglądaniu filmów z przemocą potrafię być też nieprzyjemna. A wszystko zależy od mojego nastroju.

Już nieraz moje nerwy zostały poddane ciężkiej próbie i wytrzymałości. Choć obecnie już bardziej panuje nad swoimi emocjami to wciąż mam problemy z wyrażeniem własnej siebie i powiedzeniem tego, co naprawdę myślę o czymś lub o kimś. Bycie zamkniętym w sobie i nieśmiałym człowiekiem ogranicza normalne funkcjonowanie a w dodatku bycie dobrze wychowanym dzieckiem, z którym nikt nie liczył się też niczego nie ułatwia. A zwłaszcza w tych czasach.

Jednak wolałabym wrócić do bycia szczerym dla bliskich osób. Niektórzy nie mają z tym problemu by wygarnąć komuś, co im się w kimś nie podoba i ranią tą bliską osobę. Ja nie lubię sprawiać komuś, kogo dobrze znam, przykrości, bo mam jeszcze sumienie, które znika, jeśli chodzi o inne chamskie i wredne osoby. Uprzejmość zostawiam dla tych, co są mili do mojej osoby. Tak bardzo nie chce sprawić komuś bólu, którego i tak ma już wiele, ale z drugiej strony chciałoby się potrząsnąć i powiedzieć: „Weź się w garść!!”. Każdy ma problemy, każdy ma kompleksy i choć komuś się wydaje, że jego życie to jedno wielkie dno to jednak nie są sami na tym świecie. Są inni, którzy również potrzebują nawet tej zwykłej rozmowy.

Wiecie, nie cierpię jak ktoś wiecznie się użala nad sobą albo marudzi na wszystko. I tak jest źle i tak jest niedobrze. Dlaczego niektórzy nie potrafią docenić tego, co mają? Korzystać z tego, co jest dostępne w zasięgu ręki? Wymagają coraz więcej, mimo iż powinni w ogóle cieszyć się z tego, co mają. Nic nie będzie wystarczające. Zawsze będzie ktoś marudził i uskarżał się na coś.

Czasem brak mi odwagi by spojrzeć komuś w oczy i bezczelnie powiedzieć, żeby się odpieprzył, bo sam nie jest idealny i też jest winny. Nie cierpię jak każde zło jest zwalane na mnie. Umiem przyznać się do błędu, wiem, kiedy postąpiłam niesłusznie, ale czy zawsze muszę być oskarżana o najgorsze zło na tym świecie? Czy niektórzy widza tylko czubek swojego nosa i zamiast spojrzeć na siebie, przeanalizować swoje zachowanie, obwiniają za wszystko tą jedną osobę?

Wiecie, są dwa typy ludzi. Tacy, którzy reagują od razu i wyrzucają z siebie natychmiast, kiedy coś im się nie podoba. I są też tacy, którzy duszą w sobie emocje przez bardzo długi czas aż przychodzi pewien moment, gdzie nie wytrzymują i za jednym zamachem mówią wszystko, co leżało im na sercu. Osobiście uważam, że ten drugi typ jest gorszy. Dlaczego? Bo trzymanie w sobie złych emocji przez długi okres potęguje cierpienie człowieka a jak w końcu wykrzyczy wszystko z siebie to, to jest dopiero potężna dawka. Wtedy z ust takiego człowieka wychodzi najwięcej tych przykrych słów, które trzymał od tak wielu dni/tygodni/miesięcy a nawet lat. Co tu więcej mówić…to jest niezdrowe. Psychika takiej osoby jest zszargana i skoro tyle czasu gryzł się w język to musi być bardzo cierpliwy.

Nikt nie jest idealny, każdy popełnia błędy, ale nie można wytykać tylko tej drugiej osobie te pomyłki, jakie zrobił. Trzeba nauczyć się spoglądać na siebie samego i zastanowić się, czy my postąpiliśmy słusznie nim oskarżyliśmy kogoś o coś a potem mamy do niego/niej pretensje.

Wybaczcie. Może jest trochę chaotycznie, ale jestem tylko człowiekiem, który myśli w jednej sekundzie o wielu innych rzeczach. Czasem puszczają mi nerwy, brak mi cierpliwości i krew mnie zalewa, gdy wciąż ktoś ma pretensje do mnie o coś, a siebie uważa za kogoś idealnego. Chciałoby się powiedzieć ‘dość!’, ale łączące rzeczy, gdzie musimy tą osobę często widywać, choćby nawet przypadkowo sprawia, że się człowiek hamuje. No…przynajmniej w moim przypadku. Oczywiście tu nie chodzi o kogoś, kto jest mi zupełnie obcy i nie łączy jakakolwiek bliższa więź. Takie osoby mam gdzieś i mogę im powiedzieć szczerze, co o nich myślę.



A Wy jak macie? Potraficie się otworzyć i powiedzieć nawet te przykre słowa do bardzo bliskiej Wam osobie?


Przemyśleniami podzielcie się w komentarzach! :)